sobota, 13 lutego 2010

Zatem...


Swiezo zmielona kawa typu "African Intense" juz sie zaparzyla... Mleczko ubite... Pozostalo usiasc i pisac... W tle nowy Massive Attack. Podoba mi sie pomimo tego, ze nie jest tak mroczny jak dotychczasowe wydawnictwa tejze formacji.
Zatem... Bardzo lubie gotowac, lecz do mistrzostwa mi jeszcze daleko... Chcialabym dzielic sie swoimi przepisami i doswiadczeniami. Bosko by bylo gdyby ktos zechcial udzielic mi rad, widzac, ze popelniam w jakiejs czynnosci blad. Powiem tak, gotowanie jest dla mnie lekiem, wplywa na mnie relaksujaco. W ostatnim czasie wyemigrowalam z mojego ukochanego miasta Wroclawia do Gdyni. Mam tu niewielu znajomych, w zwiazku z tym duzo wolnego czasu. Kulinaria uratowaly mnnie, przed powolnym stawaniem sie mizantropicznym trolem.
Nie ma to jak radosc z calego procesu przygotowawczego: wybieranie produktow, wyszukiwanie przypraw, a nawet narzedzi. Np. dzis zwiedzilam pol Gdyni, by kupic radelko karbowane, ktorego oczywiscie nigdzie nie znalazlam. Nie poddaje sie! W dalszym ciagu obmyslam gdzie jutro uderzyc, by je w koncu nabyc droga kupna ;). Ale najpiekniejszym momentem jest patrzenie jak potrawa znika ze stolu lechczac zmysly gosci...
Obiecalam koledze z pracy, ze zrobie na poniedzialkowy obiad pierozki ravioli... NO i do nich musze miec to radelko! Kolega z pracy ukrecil ze mna biznes. Mieszka sam i jego podstawowe danie to zupa typu Vifon i mrozone gotowce z Lidla. Ja natomiast przynosze dzien w dzien wlasnorecznie zrobiony obiad do pracy. Dominik zaglada mi wiecznie w talerz, w koncu zaczelam sie z nim dzielic... Az padla propozycja: Magdalena! Skoro Ty gotujesz takie obiadki dla siebie to nie moglabys tego upichcic x2? No i sie zgodzilam - ja gotuje, on placi za skladniki, ale 3/4 ceny... Na 100% + robocizna juz sie nie zgodzilam. To byloby chamskie...

Nawiazujac do obrazka:
Rybka zapiekana ze szpinakiem i serkiem rokpol. Mniam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szukaj na tym blogu

Obserwatorzy